Największy mit życia przed terapią mówi, że kiedy będę kochany to będę bezpieczny/wolny.
Potem jest terapia i rozwój, czyli nieskończone ciuciubabki w maskowaniu przed sobą, że nie chcę przestać w to wierzyć.
A ponieważ wszystkim chodzi o to samo, tylko dla siebie, nikt nie chce (I nie powinien) brać na siebie roli mojego zbawcy. A jeśli to robi, to też szuka w tym sposobu na bezpieczeństwo.
Co za świat! Czy naprawdę nikt mnie nie pokocha z butami, samemu taktownie zdejmując swoje w przedpokoju?
W podejściu tresury matrixa wcale nie musimy wyrzekać się tej potrzeby. Jest w końcu starsza ewolucyjnie, niż wszystkie mądre pomysły na ukrycie tego.
Bierzemy to, co nas uzależnia i uczymy się tego, że mamy samodzielny potencjał generowania tego, czego szukamy.
I nagle się okazuje, że kochać innych bez oczekiwania spełnienia wszystkich marzeń i warunków jest … łatwo .
Tak, jak łatwo jest zadbać o siebie, zamiast pielęgnować urazę o deficyt czegoś, co sami mamy robić.
Można się tego nauczyć.
poprzedni wpis